Czekasz, czy żyjesz?

Czekasz na idealną chwile, czy żyjesz chwilą? Czekasz na dyplom ukończenia studiów, czy tworzysz swoje miejsce na rynku pracy jeszcze w trakcie nauki? Spisujesz listę marzeń, czy po spisaniu pojawia się działanie? Czekasz aż mąż w końcu zaprosi Cię na randkę, czy Ty zapraszasz jego? Czekasz na wiosnę, czy uczysz się czerpać szczęście z tych dwóch pór roku, które przed nią?

Czekasz na to swoje „idealnie”, czy tworzysz rzeczywistość, która będzie temu najbardziej zbliżona? Odliczasz minuty do wyjścia z pracy, czy wykorzystujesz ten czas najproduktywniej, jak się da? Czekasz na awans, czy go tworzysz? Czekasz na podróż marzeń, czy w końcu odważasz się kupić bilety lotnicze? Czekasz na moment, gdy skończą się Twoje problemy, czy starasz się je zwalczać i sobie z nimi radzić?

Dziś pisze o czekaniu, bo to czekanie jakoś we mnie siedzi. W najbliższy piątek będziemy wspominać tych, którzy byli. I być może oni też czekali. I być może oni też odkładali spełnianie marzeń i realizowanie celów na bliżej nieokreślone „jutro”, na później. Być może też marzyli, też chcieli, ale się nie odważyli. Być może. Różni nas od nich jedna, kluczowa rzecz. My tutaj jesteśmy. Żyjemy tu i teraz. Zatem dlaczego czekamy? Dlaczego nie odważamy się zmieniać kierunku swojego rozwoju, jeśli czujemy, że to nie to? Dlaczego tkwimy w związkach, które nie przynoszą satysfakcji, miłości, bliskości i wzajemnego zrozumienia? Dlaczego wiecznie odkładamy marzenia, zamiast zacząć wreszcie je spełniać? Dlaczego tak szybko odpuszczamy? Dlaczego się poddajemy?

Strach przed porażką sprawia, że nie poruszamy się naprzód. Strach przed niepowodzeniem funduje nam brak szansy na powodzenie. A może my sami sobie to fundujemy? Najbliższe dni to czas refleksji i docenienia tych kilku chwil, które jest nam dane tu być. A gdyby tak wykorzystać je najpiękniej jak potrafimy i w jak największym stopniu po swojemu? Życzę tego i Tobie i sobie. Odwagi 😊

Zdjęcia do tego wpisu powstały u schyłku lata. Gdy tylko zobaczyłam to złote światło – nie czekałam długo. Mąż chwycił za aparat, ja zarzuciłam na siebie lekką i zwiewną sukienkę i pobiegliśmy. Na łąkę, ku zachodzącemu słońcu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *